Jak sobie odpuścić
Przemyślenia

Sztuka odpuszczania

Jak sobie odpuścić? Trudny orzech do zgryzienia. Postaram się dziś choć po części odpowiedzieć na pytanie, poczynając od pewnej historii. W środku znajdować się będą teletubisie, przystojni kelnerzy oraz przerażone na śmierć zgubione dziecko.

Jakieś piętnaście lat temu pojechałam z rodzicami na wakacje do Hiszpanii. Miałam kilka lat i cały wyjazd taszczyłam ze sobą swoją ukochaną maskotkę – zielonego teletubisia, Dipsy.

Byłam naprawdę przywiązana do tej głupiej zabawki. Nic więc dziwnego, że kiedy przez przypadek zostawiłam ją w hotelowej stołówce, moim płaczom nie było końca. Po kilku dniach wydawać by się mogło, że zapomniałam o zaginionym teletubisiu i ruszyłam dalej ze swoim życiem… Ale nie. Wymyśliłam sobie zabawę „Znajdź Dipsy” i zaczęłam zaglądać do różnych zakamarków w hotelowej świetlicy z nadzieją, że być może, przypadkiem, moja maskotka jest gdzieś ukryta. Raz schowałam nawet głowę pod stół do bilarda, ale Dipsy tam nie było… Podobnie jak moich rodziców, kiedy wynurzyłam się z powrotem.

Houston, mamy problem…

Co może zrobić pięciolatka  w takiej sytuacji? Wpada w panikę, stawia na nogi kilkunastu ludzi i płacze w rękaw kelnera, który zestresowany szuka jej – jeszcze bardziej zestresowanych – rodziców. W skrócie: jedna zabawka, mnóstwo problemów.

Po powrocie dostałam innego teletubisia. Nie pamiętam już nawet czy to była Dipsy czy Lala, ale „ten nowy” nie miał telewizorka na brzuszku, więc nigdy nie pokochałam go tak, jak kochałam Dipsy.

A szkoda.

Może Wam się wydawać to porównanie niezwykle głupie (i takie pewnie jest), ale chyba każdy miał w życiu takiego teletubisia. Trzymał go mocno, próbując za wszelką cenę nie dopuścić do sytuacji, w której go zabraknie…

Kiedy byłam nastolatką, wchodziłam na mnóstwo stron ala’ tumblr, gdzie można się było natknąć na górnolotne cytaty Ludzi Z Internetu na tle czarno-białego obrazka ze smutną dziewczyną. Jednym z takich przykładów jest „Walczy się o wszystko. Do końca”.

IMHO jest to bullshitem, który nie zawsze ma przełożenie na rzeczywistość. Mało tego, może wyrządzić całkiem spore krzywdy.

Wcale nie uważam, że powinno się walczyć o wszystko do końca, bo niektóre sprawy są po prostu w pewnym momencie martwe i grzebanie w nich jest stratą czasu. Właśnie z tego powodu twierdzę, że sztuka odpuszczania jest jedną z najtrudniejszych, bo czasami trudno wyczuć granicę pomiędzy zwykłym „nie chcę mi się, poddaję się”  a „zrobiłem/am wszystko co w mojej mocy”.

Każdy miał swojego teletubisia

Faceci, którzy miesiącami uganiają się za kobietą bawiącą się ich uczuciami, w nadziei, że kiedyś ją zdobędą.

Kobiety, które przeglądają profil swojego byłego, sprawdzając, czy nie dodał żadnego zdjęcia z ładną koleżanką.

Ludzie, którzy latami siedzą w tej samej beznadziejnej pracy, z nadzieją, że sytuacja sama z siebie się poprawi.

Ci, którzy tkwią w toksycznej przyjaźni.

I wiele więcej.

Kobieta o długich jasnych włosach i w koszulce w paski stoi tyłem do kamery, obserwując zielone góry i drzewa

Najtrudniejszy w tym wszystkim jest chyba ten moment, w którym dociera do nas, że ta cała bezsensowna walka jest… No, bezsensowna właśnie.

Wiecie, kiedy sobie człowiek uświadomi, że jednak ta druga osoba nie jest zainteresowana, że jest się dla kogoś drugą opcją, że portfel, który ktoś ci zakosił w klubie, magicznie nie znajdzie się pod twoją wycieraczką i tak dalej… Po prostu, to jest takie uświadomienie sobie, że coś, czego bardzo chcieliśmy przez długi czas, nigdy nasze nie będzie. Wtedy zadajemy sobie właśnie to nieprzyjemne pytanie – jak sobie odpuścić?

Skłamałabym mówiąc, że mi to przychodzi łatwo. Wręcz przeciwnie, sama mam ogromny problem z odpuszczaniem sobie tego, o co już nie warto się starać. Do mnie również niekiedy nie dochodzi fakt, że czasami nie będzie oficjalnego pożegnania. Ktoś odejdzie ot tak, po prostu i nie dowiesz się, jaki był tego powód. Nie usłyszysz „przepraszam”, nie usłyszysz wyjaśnienia. Okazja minie, uczucie się ulotni, jakiś rozdział się skończy i tyle z tego, koniec zabawy. Każde show się kiedyś kończy – tylko czasami dla jednej strony to następuje dużo szybciej niż dla drugiej, niestety.

Ale wiesz co? Być może i to uczucie, że nasze starania są bezcelowe jest okropne, ale moment, w którym uświadamiasz sobie, że naprawdę coś odpuszczasz jest najcudowniejszy. To tak jakbyś zrzucił piętnastokilogramowy plecak z ramion po kilkunastu godzinach wędrówki. Ulgaaaaaa!

Już nie zjawiasz się „przypadkowo” w miejscach, w których pojawia się facet, który ci się podobał. Zupełnie o nim nie myślisz. Jeśli jednak już, to raczej życząc powodzenia w innym związku.

Wakacyjna przygoda w Tajlandii była cudowna, ale już czas zapomnieć o tej beztrosce i wrócić do normalnego życia, wyjść z Grześkiem na piwo i wierzyć, że następne wakacje będą nawet lepsze.

Złamane serce i koniec związku? Ból minął, można dać szansę komuś innemu.

Poszukać nowej pracy, nowych znajomych, nowego mieszkania.

Pogodzić się ze stratą.

Wspomnienia i emocje są piękne, ale nie powinny nikogo powstrzymywać przed ruszeniem naprzód.

Więc… Jak sobie odpuścić?

Pusta plaża i zachodzące słońce

Jako specjalistka od przejmowania się wszystkim tym, czym nie powinnam się przejmować, mogę powiedzieć, że rozwiązanie jest jedno: zająć myśli czymś innym. Ale czymś naprawdę ważnym i pożytecznym, a nie pustymi, nieznaczącymi wypełniaczami, które tylko na chwilę pozwalają zapomnieć. Jakby się zastanowić, to w sumie jest to dobry moment na zadbanie o siebie, spróbowanie nowego hobby czy poznanie nowych ludzi. Tak jakby nie masz wyboru, trzeba coś robić, żeby nie zwariować, więc w sumie czemu by nie wykorzystać nieciekawej sytuacji do czegoś fajnego? 🙂

PS: Tylko uwaga na szydełkowanie, można nieświadomie dać sobie sporo czasu na rozmyślanie.

About

Zakochana w podróżach absolwentka dziennikarstwa. Sercem w Hiszpanii, obecnie w Holandii. Przeżyła atak wściekłych krów.